czyli parcie na szkło.
Dzisiaj, w oczekiwaniu na nowy wpis, który powinien się pojawić jutro, chciałbym zaprezentować Wam film, który zamieściłem na moim pierwotnym blogu blog.kopyra.com. Generalnie skierowany było on do tych, którzy czytają i oglądają mnie dla piwa, którym się zajmuję. Ponieważ może to jednak, zaciekawić osoby, które trafiły tu bezpośrednio, a nie z blog.kopyra.com, więc pozwalam sobie zamieścić i tutaj.
Oczywiście jeśli chcielibyście poczytać, albo posłuchać o piwie, to zapraszam na blog.kopyra.com i na mój kanał na Youtube.
Witam ponownie. Jak napisałem we wcześniejszym komentarzu zacząłem dietę we wtorek z zamieram kontynuowania w czwartek. Udało się we wtorek :-) Opiszę moje plusy i minusy z jednego dnia (wiem, wiem to tylko jeden dzień).
Minusy:
– po powrocie z pracy do domu wszedłem do kuchni i nie wiedziałem co z oczami zrobić ;)
– był tez mały problem wieczorem, ale dobrze, że napisałeś, że to tylko jeszcze kilka godzin trzeba wytrzymać – to mi pomogło
– „złapałem” przeziębienie – i teraz nie wiem czy to tylko przypadek czy po prostu z powodu głodówki osłabiłem organizm. Wydaje mi się, że okres zimowy nie jest dobry na rozpoczynanie takiego rodzaju diety. Ale jak napisałem wcześniej to może być tylko przypadek.
– poziom cukru o godz. 23:00 wynosił 40mg/dl (mam glukometr), gdzie normalnie mam około 100-120 – nie wiem czy tak niski wynik nie jest zły dla zdrowia
Teraz plusy:
– dieta jest bardzo wygodna – tak jak pisałeś, nie trzeba liczyć co i ile ma cal czy indeksów, ważyć, mierzyć itd. ten plus przesłania mi w pozytywnym znaczeniu niektóre minusy
– nie zauważyłem skutków ubocznych w postaci rozdrażnienia, nerwowości, drżenia rąk itp :-)
Zastanawiam się jednak czy całodniowej głodówki nie zakończyć mimo wszystko jakąś lekką kolacją.
Pozdrawiam, Darek.
40 to rzeczywiście nisko. Słyszałem, że przy 70 można zemdleć. Trudno mi się odnieść.
No ja sobie w razie choroby odpuszczam, bo odnoszę takie wrażenie, że nie można przeginać. Inna sprawa, że jak borykałem się z infekcją w okresie październik-listopad, dwa razy antybiotyk, folgowałem z dietą i bez efektu. Bujałem się z tą infekcją jakieś 2 miesiące i w końcu przeszło. Teraz mam w domu szpital, wszyscy wyższa lub niższa gorączka, ewidentnie sprawa wirusowa, ja trzymam ostro reżim (nie rezygnuję z diety) i póki co nic mnie nie bierze.
Morsy wchodzą do lodowatej wody na kilka, kilkanaście minut, niektórzy spożywają śmiertelne dawki alkoholu i żyją to może taki jednorazowy chwilowy skok cukru na 40 również nie jest jakoś szczególnie groźny, ale proszę tego nie brać poważnie, bo to może być medyczna herezja ;-)
no ja też zastanawiam się nad wprowadzeniem jakiejś lekkiej kolacji (typu gotowane na parze warzywa), wieczorem myślałem że strawię swój żołądek, a w nocy obudziłem się i nie mogłem spowrotem zasnąć tak mnie ssało :) Rano byłem taki słaby że dopiero po jakichś dwóch godzinach od śniadania czułem się w miare normalnie.
Początki są trudne, o ile dzień w pracy można spokojnie wytrzymać, to wieczór to była dla mnie już męczarnia.
Dlatego dzisiaj też odpuszczam, jem normalnie. Dość długo się trzymałem z niechorowaniem, aż sam jestem zaskoczony, bo normalnie chorowałem na jesień raz i przy większych mrozach drugi raz. Ale teraz wszyscy wokoło zakatarzeni i w pracy i w domu, więc trudno coś nie złapać.